Czy stara gwardia członków mafii wróci?
Kiedy trzy lata temu za kraty trafili starzy bossowie: Wańka, Słowik i Parasol, ogłoszono koniec świata gangsterskiego. Ale gdy niedawno okazało się, że mają wyjść na wolność, wrócił lęk. Niepotrzebnie, bo w gruncie rzeczy nic się nie skończyło i nic nie zaczyna.
Wymieniona trójka to crème de la crème polskiej przestępczości zorganizowanej, a w zasadzie tego, co po rodzimej mafii pozostało, po tych wszystkich strzelaninach, podkładanych sobie nawzajem bombach i – co tu kryć – upływie czasu, który nikogo nie oszczędza.
Wańka – na pozór starszy pan o nobliwym wyglądzie, szlachetna siwizna, okulary w złotych oprawkach, elegancki garnitur. Zasłużył na ksywkę Prezes, ale pozostał przy Wańce, prawdopodobnie z powodów sentymentalnych. Jak opowiadał w wywiadzie dla POLITYKI (nr 28/13, „My z kolegami”), jako dzieciak mieszkał na warszawskiej Woli i tłukł się ze starszymi chłopakami. Przewracali go, a on wciąż wstawał gotowy do dalszego ciągu. Nazywali go wańką-wstańką. Z czasem został już tylko Wańka.
Słowik, zaledwie kilka lat młodszy od Wańki, ale zachował młodzieńczą sprawność. Sprężysty i umięśniony, chociaż nie przypomina pakera. Za plecami kumple nabijają się, że chce uchodzić za intelektualistę, ale w oczy baliby się żartować z tej jego słabości. Ponoć głosi lewicowe poglądy. Sławomir Sierakowski, autor POLITYKI i „Krytyki Politycznej”, opowiadał niżej podpisanemu, że kiedyś w kawiarni podszedł do niego jakiś skromnie wyglądający mężczyzna i pogratulował ostatniego artykułu. „Pan mnie nie zna, zwą mnie Słowikiem” – przedstawił się. Widząc, że redaktor główkuje, czy to ten słynny gangster, Słowik uśmiechnął się łagodnie: „Tak, tak, ten sam. Dziwi się pan, że ktoś taki jak ja czyta pańskie artykuły? Otóż czytam, czytam”. Sierakowski domyślił się, że Słowik niedawno wyszedł z kryminału, i zapytał, z czego teraz żyje. Słowik spojrzał chytrze i wypalił: „Z tego, co kiedyś nakradłem, wiadomo”. Redaktor zastanawiał się później, czy to był tylko niewinny żarcik mafijnego bossa.
Parasol, jak szafa gdańska wielki i szeroki, budzący respekt samym wyglądem, chociaż w hierarchii gangu pruszkowskiego był równy Wańce i Słowikowi, to zawsze trzymał się nieco z tyłu. Podział był jasny – oni myśleli, on wykonywał. Nigdy nie próbował zmiany ról. Uważano go za charakternego i godnego zaufania, przynajmniej kiedy był trzeźwy. Z tej trójki tylko on wywodził się faktycznie z Pruszkowa, a konkretnie z cieszącego się kiedyś złą legendą pruszkowskiego Żbikowa.
Fikcyjna kawa, prawdziwa forsa
Kiedy w styczniu 2017 r. ta pruszkowska Wielka Trójka trafiła do aresztu, wybuchła sensacja. Nawet nie dlatego, że zamiast udać się na zasłużoną emeryturę, znów wrócili do swojego rzemiosła, ale z powodu zarzutu, jaki postawił im prokurator. Otóż zostali aresztowani jako podejrzani o udział w gangu zajmującym się karuzelą VAT. Wydawało się nieprawdopodobne, że ci otrzaskani w bojach spece od narkotyków, haraczy i rozwiązań siłowych, teraz zabrali się za wymagającą zupełnie innej finezji robotę księgową.
Kiedy prokuratura ujawniła więcej szczegółów, stało się jasne, że Wańka, Słowik i Parasol nie zabrali się jednak za wystawianie lewych faktur. Tym w grupie przestępczej zajmowali się oskarżeni o fikcyjny eksport kawy i innych produktów biznesmeni ze Szczecina, z Sebastianem W. na czele. Według aktu oskarżenia mieli narazić budżet na stratę ponad 190 mln zł. Wierchuszka grupy pruszkowskiej miała zaś zapewniać ochronę szczecińskim bossom w białych kołnierzykach. Niezależenie od tego, według prokuratury, Słowik, Wańka i Parasol stworzyli własny gang, złożony z byłych gangsterów z warszawskich grup przestępczych: ożarowskiej, mokotowskiej, żoliborskiej i, rzecz jasna, pruszkowskiej. Razem kilkudziesięciu mężczyzn. Poza przestępstwami gospodarczymi grupa zajmowała się wymuszeniami, rozbojami, narkotykami.
Trzej bossowie decyzją sądu znaleźli się w areszcie i do dzisiaj tam przebywają, grożą im wysokie wyroki. W listopadzie 2019 r., a więc prawie trzy lata po tym, jak trafili za kraty, sąd orzekł, że po wpłaceniu kaucji będą mogli odpowiadać w zbliżającym się procesie z wolnej stopy. Słowikowi sąd wyznaczył 400 tys. zł poręczenia, Wańce – 200 tys. zł, a Parasolowi 120 tys. zł. Spodziewano się, że wyznaczone stawki szybko zostaną wpłacone i cała trójka pojawi się na wolności. W kręgach tzw. pruszkowskich już chłodzono szampany. Ale korki do dzisiaj nie wystrzeliły.
– Nie zapłacą – przekonywał mnie już w listopadzie 2019 r. jeden z byłych gangsterów pruszkowskich, dzisiaj tzw. mały świadek koronny. – Nie dlatego, że tak zbiednieli. Mają hajsu jak lodu i właśnie dlatego nie zapłacą. Boją się, że prokurator spyta, skąd środki na kaucję. Czy ich pochodzenie jest udokumentowane? Nigdy nie mieli legalnych źródeł dochodu – wszystko ukradzione.
I na razie opinia naszego rozmówcy potwierdza się. Kaucje nie wpłynęły. Wańka, Słowik i Parasol w areszcie oczekują na początek procesu przed warszawskim sądem. Nie wyznaczono jeszcze pierwszego terminu. Sprawa zapowiada się na lata, bo na ławie oskarżonych ma zasiąść ponad 50 osób.
Spece od deweloperki
Wańka, Słowik i Parasol to barwne postaci. Foyer hotelu Hilton bez swoich stałych bywalców wygląda pusto, a na trybunie dla VIP-ów na stadionie Legii ewidentnie nie ma zagorzałego kibica Słowika.
Ta gra z kaucją i krygowanie się z powodu niejawnych dochodów dla grona znajomych Wielkiej Trójki brzmi zabawnie, bo doskonale wiedzą, że kilka lat temu Słowik szpanował czerwonym Ferrari California i nikt go nie pytał, skąd wziął kasę na luksusowy pojazd. Nowe ferrari w wersji podstawowej kosztuje ok. 1 mln zł. Syn Wańki Adam D. widywany był w Mercedesie S-klasy AMG wartym ponad 1 mln zł.
Jedynie Wańka i Parasol nie epatowali luksusowymi limuzynami. Starali się nie kłuć nikogo w oczy swoimi złotymi sygnetami, drogimi zegarkami i brylantami w spinkach do mankietów. – To szczwane lisy – mówi o nich z szacunkiem nasz rozmówca. – Zawsze chcieli uchodzić za ludzi biznesu, a nie zwykłych bandziorków. I Wańce to się udawało. Parasolowi mniej.
Za człowieka biznesu chce dzisiaj uchodzić Robert B. ps. Bedzio, dawny przyboczny słynnego Andrzeja K. ps. Pershing. „Proszę o mnie nie wspominać” – domagał się od znanego dziennikarza. „Ja teraz jestem szanowanym deweloperem”.
Szanowanych deweloperów, speców od handlu nieruchomościami, jest wśród byłych i aktualnych gangsterów więcej. Wydaje się, że to naturalna kolej rzeczy w środowisku, które za ukradziony kapitał (czytaj: wymuszony, zarobiony na przemycie, narkotykach, spirytusie, papierosach, napadach, rabunkach, hazardzie czy prostytucji) nabywało, a czasem przejmowało za bezcen, nieruchomości w postaci działek i budynków.
Nieżyjący już Dziad, czyli Henryk Niewiadomski, jeden z domniemanych bossów gangu wołomińskiego (mówiono o nim: Dziad domniemany), pewnie dzisiaj też przedstawiałby się jako szanowany deweloper. W końcu przejął za długi od prezesa Chrześcijańskiego Klubu Przedsiębiorców Tadeusza M., działającego w branży szkła zespolonego, jego olbrzymią willę z ogrodem. Ta nieruchomość, położona w podwarszawskich Pracach Dużych, wkrótce zyskała miano Pałacu Dziada. Domniemany boss wystawił ją na sprzedaż, ale zmarł w więzieniu, zanim udało mu się sfinalizować transakcję. Pałac do dzisiaj nie zmienił właściciela i popada w ruinę.
Syn Dziada, Paweł, znany jako Starszy Mrówa, miesiąc przed śmiercią ojca został zastrzelony pod Warszawą. Można powiedzieć, że zginął na posterunku pracy, ale już nie jako gangster, lecz deweloper. Zamachu dokonano na działce, którą wystawił na sprzedaż.
Nie wiemy, czy Słowik, Wańka i Parasol też zamierzali działać w obrocie nieruchomościami, ale legenda głosiła, że przynajmniej ci dwaj pierwsi posiadali liczne działki i mieszkania, bo swój kapitał inwestowali w grunty, a nie akcje i obligacje. Bez wątpienia, gdyby chcieli zapłacić kaucję za swoją wolność, nie musieliby się zapożyczać.
Milenialsi grają online
Życie gangsterskie nie znosi próżni i toczy się dalej nawet bez naszych bohaterów. W grudniu 2019 r. policja ogłosiła rozbicie nowej struktury tzw. młodego Pruszkowa – zatrzymano dziesięciu mężczyzn, dwudziestoparolatków podejrzewanych o posiadanie i handel narkotykami. Działali na terenie m.in. Pruszkowa, stąd nazwa. Media ochrzciły ich mianem Milenialsów Pruszkowa.
Na marginesie warto zauważyć, że policja od przynajmniej 16–17 lat likwiduje kolejne grupy przestępcze zwane Młodym Pruszkowem, Młodym Mokotowem i Młodym Wołominem. Takie nazewnictwo na pewno dodaje narybkowi gangsterskiemu splendoru, a policji nabija punkty za wyniki i efektywność, ale prawda jest taka, że młodzi adepci przestępczego rzemiosła starych bossów znają wyłącznie ze słyszenia, z książek albo telewizyjnych produkcji. Nie wzorują się na nich, nie podziwiają. W ich opinii epoka starych bezpowrotnie przeminęła, a oni, młodzi, mają – jak pisał poeta – „swoje własne cele i zapominają o wczorajszych snach”.
Z naszych informacji wynika, że współczesna mafia kryminalna zajmuje się produkcją, przemytem i handlem narkotykami, bo ta branża wciąż daje największe zyski. Mniej przemyślni wydają na oślep łatwo zarobiony grosz, szybko wpadają i trafiają za kraty. Sprytniejsi powierzają wyspecjalizowanym ekspertom pranie brudnej forsy. Do łask wróciły wygrane w kasynach, ale hitem sezonu jest hazard online. Tym zajmują się prawdziwi finansowi spece. Lokują brudne pieniądze za granicą, ale nie na kontach zwykłych banków. W modzie są teraz parabanki internetowe, do których żadna służba finansowa i skarbowa nie ma wglądu. Z tych kont pieniądze inwestowane są w gry, najczęściej w bukmacherkę. Obstawiane są na przykład wyniki meczów w trzeciej lidze któregoś z państw południowoamerykańskich, gdzie tanio i łatwo można ustawiać wyniki. Ten, kto ma wygrać, wygrywa i potem za pomocą skomplikowanego systemu sprowadza swoje cudowne wygrane do Polski już jako całkowicie wyprane zgodnie z prawem nagrody wypłacane w bitcoinach.
– Polskie służby o tym doskonale wiedzą – twierdzi inny nasz informator, emerytowany policjant. – Od lat wszystko kontrolują i nie ma nawet mowy, żeby ktoś biegał po Warszawie bez zgody służb. Dlatego w mieście jest w miarę bezpiecznie. Ale chociaż wiedzą o hazardzie online, nie mają jeszcze na to sposobu, bo w świecie wirtualnym nie potrafią się odnaleźć.
Gangsterska młodzież dostała jasny sygnał, że do pewnych granic może działać bezpiecznie. Granicami są skala lewych biznesów i krew.
– I grupy ułożyły się ze sobą – mówi nasz informator. – Od lat nie ma wojny gangów. Powstało coś na kształt kartelu, gdzie ci od Szkatuły, ożarowscy, mokotowscy, Grochów, Młody Wańka i kto tam jeszcze – wszyscy zgodnie zarabiają, panuje cisza i porządek.
Kobiety w mafii
To dziwne, ale wygląda na to, że młodzi mafiosi spokornieli, zabezpieczyli spluwy, schowali je w szufladach i na co dzień, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, nie dyszą żądzą krwi. Kalkulują. W porównaniu z gangsterami z lat 90. XX w. są lepiej wykształceni i bardziej obyci w świecie. Posługują się nowoczesnymi narzędziami komunikacji, korzystają z doradców finansowych, całkowicie zmienili image, do którego przyzwyczaili nas ich starsi koledzy. Markowe garnitury, eleganckie buty, dobre wody kolońskie. Przypominają bardziej spokojnych biznesmenów niż krewkich wojowników z ciemnych zaułków miasta.
Gdyby ktoś przeprowadził w ich środowisku badania socjologiczne, doszedłby do wniosku, że nastąpiła przemiana natury obyczajowej. Nie zmienili się tylko jedyni w swoim rodzaju żołnierze mafii, czyli kibole stadionowi, na sztandary wciąż wynoszący patriotyzm, nacjonalizm, niechęć do obcych, nawołujący do zakazu pedałowania. Następcy Wańki, Słowika i Parasola tego rodzaju fobie schowali głęboko. Patriotyzm, owszem, ale w praktycznym wydaniu, interesy z obcymi – jak najbardziej. Geje i lesbijki nie budzą u nich żadnych emocji. Kiedy jeden ze starszych mafiosów zaczął wyśmiewać byłego bliskiego współpracownika Pershinga za to, że jest gejem, rechotu nie było, nikt do kpin nie dołączył.
Kiedyś kobiety mafii były prawie wyłącznie maskotkami, towarzyszącymi swoim dzielnym mężczyznom na imprezach towarzyskich. Ich głównym obowiązkiem było wychowywanie dzieci i zajmowanie się domem. Teraz coraz częściej słyszy się o kobietach, które potrafią podporządkować sobie grupę przestępczą, kierować nią i planować akcje znacznie precyzyjniej niż ich poprzednicy. Kiedy trafił za kraty słynny gangster Sajur, na czele gangu stanęła jego żona Justyna.
Według krakowskiej policji na czele gangu założonego przez kibiców Cracovii stanęła trzy lata temu Magdalena K., atrakcyjna młoda blondynka. Była konkubiną jednego z trzech braci kierujących strukturą handlującą na potężną skalę narkotykami. W 2017 r. policja przeprowadziła obławę, w której zginął jeden z tych braci, a dwaj pozostali, w tym chłopak Magdaleny, trafili do aresztu. I wtedy to ona przejęła interesy. Dzisiaj ponad 20 członków gangu czeka za kratami na proces, a jedynie szefowa uniknęła aresztowania i ukrywa się za granicą. W 2019 r. za pośrednictwem adwokata wystąpiła do prokuratury o list żelazny, ale do dzisiaj go nie dostała.
Można powiedzieć, że w świecie gangsterskim zapanowała równość płci.
Kiedy starzy pruszkowscy wrócą na swoje śmieci – nie można tego przecież wykluczyć – niechybnie zauważą, że brakuje już dla nich miejsca. Nowi ludzie, nowe obyczaje. I będą musieli się z tym faktem pogodzić, bo pod ich nieobecność świat pognał do przodu. A oni zostali w blokach. I najbardziej dla nich przykre, że prawie nikt tego nie zauważył.
Polecane artykuły
20 sierpnia 2023
Szantaż, groźby i próby zastraszania. Konflikt wokół pensjonatu w Moryniu
KTO TU JEST WINNY?
15 lipca 2023
Potężne uderzenie w najgroźniejszą mafię w Europie. Zatrzymano aż 132 jej członków
W akcji wzięło udział łącznie blisko 3…
12 marca 2023
Mafie lokatorskie w Hiszpanii. Narasta zjawisko nielegalnego zajmowania mieszkań
Według organizacji obecnie w Hiszpanii…